Uncategorized

Pierwszy Polski Festiwal w Melbourne

Pierwszy „Polski Festiwal w Melbourne”, jaki miał miejsce w Muzeum Emigracyjnym w niedzielę, 12 września 2004 był niewątpliwym sukcesem. Świadczy o tym bardzo dużo ciepłych i pochlebnych wypowiedzi ukazujących się w ostatnich tygodniach w polonijnych mediach.

Kierownictwo Muzeum publikowało, że tego dnia wydano ponad dwa tysiące trzysta kart wstępu. Zespoły taneczne, chóry, kapele, grupy młodzieżowe, hufce harcerskie, szkoły polskie, muzycy, artyści i rękodzielnicy, Towarzystwo Polskiej Kultury w Wiktorii i Towarzystwo im. F. Chopina, Koło Pań Związku Polaków w Melbourne, konferansjerzy i prezenterzy polskich potraw, a także Federacja Polskich Organizacji w Wiktorii, rozgłośnie radiowe SBS i 3ZZZ, Biuro Usług Społecznych z Footscray, Tygodnik Polski  oraz inne media… razem blisko czterysta osób, prezentujących wiktoriańską Polonię, wprowadziło w zdumienie gospodarzy Polskiego Festiwalu, czyli dyrekcję Muzeum przy Flinders St. w Melbourne. Pracownicy Muzeum, zatrudnieni tego dnia w pełnym komplecie, oraz kilkunastu wolontariuszy poproszonych o pomoc, zgodnie twierdzili, że nigdy dotąd nie widzieli w Muzeum takich tłumów i takiego żywiołu. Mimo solennych zapewnień, że zakontraktowana przez Muzeum firma potrafi tego dnia wykarmić wszystkich gości, już przed 15.oo zabrakło jedzenia, za co gospodarze Festiwalu przepraszali polskich organizatorów.

Oceniając ten pierwszy Festiwal trzeba nam pamiętać, że do Muzeum Emigracyjnego zostaliśmy zaproszeni konkretnego dnia i w konkretnych godzinach po to, aby spędzić ze sobą kilka godzin i przyjrzeć się sobie samym, a przy okazji zwiedzić Muzeum i pokazać Wiktorii, kim jesteśmy. Każdego roku zaprasza się w tym celu 3 różne narodowości, prosząc je o pokazanie swojej kuchni, obyczajów, muzyki, folkloru i rękodzielnictwa. Muzealna biblioteka przez kilka dni wcześniej prezentuje dostarczone publikacje i informuje o zaproszonych narodowościach, a pracownicy Muzeum przygotowują pomieszczenia na ich przyjęcie.

Pracownicy Muzeum i pomagający im wolontariusze widoczni byli podczas Festiwalu na wszystkich piętrach, udzielając informacji, objaśniając i wskazując kierunki. Rozstawione w strategicznych punktach tablice informowały w języku angielskim, gdzie, o której godzinie i co można było zobaczyć. Kilka osób, siedzących przy garderobie, ochraniało przebierającą się młodzież naszych zespołów tanecznych, czuwając nad jej dobytkiem. Posługując się krótkofalówkami byli wszędzie i na każde zawołanie, budząc uznanie dla swej profesjonalności i niewidocznej acz czujnej i gotowej do pomocy obecności.

Prawdopodobnie inaczej urządzalibyśmy nasz Polski Festiwal, gdybyśmy byli jego gospodarzami. Może witalibyśmy gości tradycyjnym chlebem, solą i kielichem. Postawilibyśmy też jakąś kapelę góralską przy wejściu, by wprowadzała odpowiedni nastrój. Pokazalibyśmy również polskie malarstwo i rzeźbę, a nie tylko wycinanki i rękodzieła, dalibyśmy szansę zaprezentowania się polskim firmom, muzyce współczesnej, browarom, słodyczom, przetworom i gastronomii i nikt nie stałby zbyt długo w kolejce po kiełbaskę na gorąco i to z prawdziwym polskim bigosem, a nie z surową, kwaśną kapustą. Zaś na ekranie pokazalibyśmy jakieś najnowsze polskie filmy, nie tylko video-dokumenty dotyczące naszej wiktoriańskiej historii.

Byliśmy jednak gośćmi. A zapraszający nas gospodarz miał swoje własne wizje, upodobania, gusta i chęci. Swoje też miał założenia i cele zapraszając nas z Festiwalem do siebie. Co więcej, miał do nich pełne prawo. Kulturalny gość nie narzuca gospodarzowi, co chciałby u niego zjeść na obiad, nie przestawia mu mebli i nie krytykuje obrazów na ścianie.

Muzeum Emigracyjne zaprosiło Prezydium Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii oraz zorganizowane polskie społeczeństwo do daleko idącej współpracy, nie rezygnując z roli gospodarza. Nie wszystkie nasze pomysły czy sugestie i upodobania mogły być przyjęte, uznane za wystarczająco atrakcyjne, czy też możliwe do realizacji. Szanując wolę, możliwości i upodobania gospodarza mogliśmy jednak wiele pokazać. Wszystkim znaczącym uczestnikom Festiwalu oraz członkom grupy organizacyjnej przysłano podziękowania za udział.  Było w nich wiele ciepłych słów uznania i podziwu dla naszego wspólnego zaangażowania i profesjonalizmu. Winniśmy wdzięczność i uznanie dla naszej polskiej reprezentacji, negocjującej format i zakres festiwalowych uciech. Zgotowali nam bowiem piękną ucztę, budząc jednocześnie wdzięczność, uznanie i szacunek goszczącego nas gospodarza.

Był to niewątpliwie jeden z piękniejszych dni w życiu polskiej społeczności w Wiktorii. Poczuliśmy się wielką rodziną, bogatą duchowo i organizacyjnie zgraną. Radowała ogromna liczba młodzieży i dzieci uśmiechniętych i szczerze rozbawionych. Cieszyło zainteresowanie się nami licznych przedstawicieli innych grup etnicznych. Wobec samych siebie i wobec Wiktorii zdaliśmy egzamin na przysłowiową piątkę. I nie ma już chyba odwrotu.  Wszystkim spodobała się taka właśnie forma świętowania polskiej obecności w Australii.  Trzeba nam takich festiwali co roku. Miejmy nadzieję, że drugie i trzecie już pokolenie weźmie niedługo inicjatywę w swoje ręce i będziemy się bawić po polsku na „Federation Square”. Przymiarka w Muzeum Emigracyjnym wypadła doskonale. Stać nas na pewno na wspaniały doroczny „Festiwal Polski w Melbourne”, tak samo, jak stać Adelajdę na „Polskie Dożynki”, czy Sydney na „Polskie Boże Narodzenie”.